Zgłoś nieodpowiednią treść
(Chciałam napisać na znanym lekarzu jednak przyszłam tutaj z powodu limitu znaków) Długo zastanawiałam się czy o tym pisać, jednak po byciu zachęconą do konfrontacji postanowiłam to zrobić. Nie wiem gdzie mogłabym to napisać a leży mi to na sercu...Nie dam niższej opinii, nie chodzi mi o to żeby zaniżać ogólną ocenę, choć po latach niektóre usłyszane słowa nadal mi towarzyszą. Byłam na terapii rodzinnej w wieku 17 l. (2017), teraz mam 24 l. ale na ul. Omańkowskiej, terapia była zakończona wcześniej z powodu przeprowadzki bodajże o ile dobrze pamiętam, ale to mało istotne. Mimo tego, że widziałam, że Pani ogólnie angażowała się w cały proces, to przez większość czasu, w sumie do ostatniego spotkania, czułam się niewidziana, oceniana, niezrozumiana i podejrzewana o symulowanie. Z przykładowych reakcji, które mnie zabolały to wielokrotnie powtarzane słowa "no i co z tego?" gdy mówiłam o swoich trudnościach, dopytywanie po co mi w ogóle wiedzieć co mi jest i dlaczego chcę to wiedzieć tak bardzo, "to jesteś introwertykiem czy masz depresję?", poczucie bycia uciszoną gdy mój ojciec wyrażał jakieś obawy na mój temat, które ja podzielałam, reagowanie złością kiedy wspominałam o myślach s., czy słowa, po stwierdzeniu, że mam lepszy humor w dniu ostatniego spotkania i mojej odpowiedzi, że tak choć on się zmienia i nie wiem czy następnego dnia nie będzie znów gorzej, że to był szantaż, to mnie bardzo zabolało bo przez cały czas starałam mówić się od serca a ciężko mi to przychodzi... Ciężko było mi nakłonić rodziców, żebym mogła gdzieś iść po pomoc wtedy, a desperacko tego potrzebowałam, a później czułam się źle potraktowana...Kilkukrotnie korzystałam z pomocy psychologicznej w swoim życiu, raz w gimnazjum indywidualnie (dzięki wychowawczyni), później w liceum ta terapia rodzinna, a teraz znowu indywidualna z psychoterapeutką, która oprócz tego też pracuje w nurcie systemowym. Dopiero teraz pewne rzeczy wychodzą, boli mnie że nikt nie zauważył tego wcześniej, i ja sama nie byłam pewnych rzeczy świadoma, ale boli mnie że Pani tego nie zauważyła a dała mi zamiast tego odczuć, że kłamię i nie mam prawa się tak czuć jak się czułam/czuję. Jak mówię o tych pewnych rzeczach to chodzi mi o przemoc rówieśniczą i o przemoc w domu, głównie psychiczną ale czasami i fizyczną, o nadużycia seksualne ze strony niektórych członków mojej rodziny w stosunku do mnie, o temat alkoholu, który też się tu pojawia, albo to że od lat dokonuję samouszkodzeń, choć z drugiej strony moja rodzina sprawia wrażenie bardzo ułożonej i długo zajęło żeby to wyszło na jaw więc nie wiem czy mam prawo mieć o to żal. Co mi jest już teraz też wiadomo, czyli fobia społeczna, agorafobia i zaburzenie osobowości borderline. Teraz już widzę, wiem, że prowadzenie terapii rodzinnej nieraz bywa większym wyzwaniem niż indywidualnej, jednak nadal nie potrafię niektórych rzeczy puścić w niepamięć... Z mojej strony przepraszam, jeśli faktycznie czuła się Pani przeze mnie szantażowana, to nigdy nie było w mojej intencji